Wynik wyborów wskazuje, że społeczeństwo rumuńskie chce dalszego kontynuowania eksperymentu anty-restrykcyjnego, lansowanego od kilku miesięcy przez USL. Z drugiej jednak strony, wobec pozostawaniu na fotelu prezydenta Traiana Băsescu – utrzymywać się będzie klincz między oboma ośrodkami władzy. Prezydent jeszcze w toku kampanii wyborczej zapowiedział, że bez względu na wynik elekcji – nie wyznaczy Victora Ponty na premiera. Ogłosił też, że będzie trzymał się konstytucyjnych terminów, a więc parlament nie zbierze się wcześniej, niż 20 dni po oficjalnym ogłoszeniu wyników. Potem mają zacząć się konsultacje w sprawie wyłonienia szefa rządu – a pałac prezydencki zamierza grać na czas, licząc na pogłębienie kryzysu politycznego w Rumunii.
Beneficjentem dotychczasowych sporów okazała się jednak przede wszystkim nowa formacja – Partia Ludowa, odwołująca się do zasad bezpieczeństwa socjalnego, haseł antykorupcyjnych i antybiurokratycznych oraz postulatów gospodarki uspołecznionej. Zajmując mocną trzecią pozycję ludowcy zajęli miejsce nacjonalistów z „Wielkiej Rumunii” i Partii Nowego Pokolenia, wielokrotnie zwiększając skanalizowany potencjał społecznego protestu. Każde ewentualne potknięcie socjal-liberałów, a także klincz między nimi a prezydentem – będą mogły być dyskontowane przez populistów Diaconescu. Z drugiej jednak strony – jak każda formacja protestu, ludowcy będą narażeni na rozpad i pokusy ze strony obozu władzy.
Wybory – chociaż teoretycznie stabilizujące sytuację w Rumunii – w istocie nie rozwiązują problemów tego kraju.
(karo)